Król stawów


Piękne majowe późne popołudnie, słońce coraz niżej, ale jeszcze na tyle gra światłem, że pokusa "magic hour" jest na tyle silna, że mimo złego samopoczucia wyruszam na Grabownicę, żeby złapać po prostu troszkę świerzego powietrza i może coś przyfocić. Ten jegomość nie był  spodziewanym gościem, nawet nie śmiałem marzyć o tym, że zaszczyci mnie swoją obecnością i podleci na taką odległość.