Sobotnia wyrawa do rezerwatu

        Tak więc czas przyszedł na troszkę większą niż dotychczas wyprawę - tym razem do Grabownicy. Sobota 16 kwietnia , wreszcie wyczekiwana pogoda. Słońce pokazało swoje pazurki. Z łóżka  tego dnia nie wyskoczyłem wczesniej - wiadomo sobota i lenistwo pokazuje swoją moc. Ale żonka zaskoczyła mnie. Sama  zaproponowała mi ,   jakby chcąc zachęcić mnie do szybszego opuszczenia "wyrka" , żebym wyszedł porobić zdjęcia. Nooo, to  mi pomogło wstać. Co prawda doszedłem do   wniosku że weekend na tego rodzaju wypady średnio   jest dobry , bo  ludzie mają wolne i  hałasują,  wszędzie ich pełno. Zakłócają harmonię dzikiej przyrody i nawet gdyby im sto gatunków rzadkich zwierząt przechodziło nieomal pod nosem, to nie zauważą a na pewno spłoszą , nawet o  tym nie wiedząc.
        Postanowiłem ,że tego dnia wybiorę się nad Grabownicę - najwiekszy staw, do centrum królestwa naszego najwiekszego polskiego ptasiego drapieżnika. Nie liczyłem oczywiście na super ujęcia, raczej zamiar to zbadać teren i przekonać się, że bielik tam faktycznie licznie występuje. Najpierw jednak po drodze na szybko, w celu złapania kilku  kadrów "zahaczyłem" o groblę między Stawnem a Nowym Zamkiem. Ślicznie tam o tej porze wyglądało . Kwitnące krzewy a do  tego obecność całej tej ptasiej fauny typowej dla zbiorników wodnych,  z jej śpiewami i wrzaskami.   





















                                                     


Nauczony już troszkę doświadczeniem, wypatrywałem od czasu do czasu w górze, czy przypadkiem nie lata jakiś drapieżnik. Przewaznie jest tak że człowiek się nigdy   nie przygotuje na ich przelot a one z zaskoczenia pojawiają się tak szybko , że nie można zdążyć "przycelować" obiektywem. Idąc przez  groblę , dostrzegłem wysoko w górze kręcąca się   parę błotniaków stawowych.  "Chciałoby się skurczybyka sfotografować bliżej" - myślałem. Niepewnie licząc , że może uda się coś ciekawszego, obserwowałem  dalej. Na południe od grobli , patrząc pod światło zauważyłem  kolejne osobniki. Tam też postanowiłem przejść się pieszo. 
Grobla tętniła życiem a populacja zaskrońcy wydaje się być tutaj liczna. Tyle tych zwierzaków jeszcze tutaj nie widziałem. Staw Polny zaskoczył mnie swoja dzikością. Zupełnie inny świat. Dopiero tutaj zauwazyłem ile błotniaków się kręci i poluje. Latały jednak wysoko, a jeśli już to pod słońce. Trochę sobie tam jeszcze pochodziłem , popatrzyłem popstrykałem, niewiele , ale nigdy będąc w takim miejscu na pusto się nie wraca. 
























             
 
 
 




 
  Potem wsiadłem w samochód i do Grabownicy, w wiosce wysiadka i pieszo na drugi koniec stawu. Miałem okazję zobaczyć przynajmniej 5 bielików. Krążyły w powietrzu będąc na pozycji dla fotografującego niekorzystnej. Poza tym zwierz to płochliwy i poruszając się po lesie olchowym nie  było szans żeby nie pozostać przez nie niezauważonym, choć sam zastanawiałem się jak one tak szybko  mogły mnie zauważyć. W końcu wzrok mają dobry i wolały się oddalić. Niespecjalnie się napalałem na robienie im zdjeć,  jedynie ot tak odruchowo. Sam ich widok w takiej ilości to przyjemne doświadczenie. Może tam kiedyś się zasadze i poprubuję "strzelić" coś lepszego. Kto wie..
 
 
 
 
 
                                                                      
 









Potem juz odbyła się wędrówka w inne,nieznane mi dotychczas częci stawów, choć to zaledwie czubek góry lodowej do zwiedzania. A wokół bezludnie i spokój . Jedyne odgłosy to ptasia fauna . Ale poza tym ciiiisza,  przyjemna cisza. Nawet gęgawy sobie spacerowały beztrosko po ścieżkach na groblach

















Na koniec postanowiłem się przenieśc na południowy brzeg. Znów nie licząc na jakiekolwiek ujęcie postanowiłem sobie po prostu postać , popatrzec i skorzystać z resztek wolnej chwili. Ale żeby aparat się nie obijał z nieróbstwa to ptasia fauna się o to jak zawsze postarała.
















Pojawienie się zalatujących około 200 metrów od mojej pozycji pojedyńczych młodych bielików zapowiadało jakąś "większą imprezę". Punkt kulminacyjny i szybsze bicie serca spowodowało pojawienie się samca błotniaka stawowego. Nie wierzyłem i zacząłem pstrykać chwilami jak z karabinu, licząc, że choć jedno, dwa ujęcia trafią. Nie liczyłem raczej na 100 % sprawność autofocusa . Odległość jeszcze jest duża -  przynajmniej na moje szkiełko.




Samiec krążył , krążył ale nie podlecial bliżej.





Oczekiwanie na kolejnego "drapola" wynagrodziły pojawiające się wysoko nad stawem bieliki . Udało mi sie nawet uchwycić w dali zaloty jednej pary ;)

Oczekiwanie się opłacało, bo zaraz nadleciała samica błotniaka, tym razem bliżej mojej pozycji . Migawka aparatu znowu miała robotę.














Nie przypuszczałbym tego dnia wychodzac z domu, że będzie mi dane tak blisko sfotografować błotniaka stawowego. To była wisienka na torcie. Co prawda mimo niewystarczającego obiektywu jednak się udało, ale wierzę i liczę na to, że uda się "strzelić " coś jeszcze lepszego. Ale trzeba zostawić to na następny raz..i potem na następny.